sobota, 7 lipca 2012

Recenzja - Do Not Go Gentle [3x20]


Myślałem, że to "Heart Of Darkness" był na wysokim poziomie, ale po obejrzeniu
wczorajszego "Do Not Go Gentle" stanowczo zmieniam zdanie! Odcinek
pod wieloma względami świetny, w dodatku podkreśla największe atuty serialu,
czyli różnorodność i ogrom "ludzkich" uczuć.

Zaczniemy jednak od czegoś innego - akcji odcinka. Opierała się ona przede
wszystkim na rywalizacji Esther (za którą od początku nie przepadałem) i Bonnie
(za którą nie przepadam od ostatnich trzech minut odcinka). Przyznam, że używane
przez nie zaklęcia były praktyczne i przemyślane, dało się to oglądać. Krew
Jeremy'ego do namierzenia pobytu Eleny czy blokada przejścia wampirów
z wykorzystaniem soli... Nikt nie przemieniał żaby w łabędzia, ani nie przywoływał
deszczu złotych monet. Wszystko wydawało się być logiczne, dlatego nikt nie musiał
traktować tego jak bajki czy komedii, w której wszystko jest możliwe. Nie pamiętam
już, czy kiedykolwiek miałem o to pretensję do producentów serialu, ale cieszę się,
że mają oni wyczucie dobrego smaku. Przytoczyli nam magię drugiego sezonu,
który przecież był zdominowany przez czarownice. W dodatku pozwolili nam
być świadkami stworzenia nowego Pierwotnego, którym niestety okazał się Alaric.
Jednak - jak by nie patrzeć - pod względem "technicznym" wszystko w odcinku 
grało.

"Do Not Go Gentle" niewątpliwie było odcinkiem szczerości i czułości. Widzieliśmy
aż trzy sceny rozmowy zakochanych. Zapewnianie Tyler'a o stałości uczuć Caroline,
prośba samotnej Bonnie o to, by Jamie został z nią na noc, a także deklaracja Stefana,
że Elena zawsze będzie mogła na niego liczyć. Dobrze, że twórcy serialu znają jego 
najmocniejsze strony i wykorzystują je przy dalszej produkcji. Nie możemy przecież
zapomnieć o wzruszającym pożegnaniu Alaric'a. Intymna rozmowa z Eleną, "ojcowski"
uścisk Jeremy'ego... W końcu obecność wszystkich przyjaciół na starym cmentarzu
i pożegnanie z każdym z osobna przez zwyczajne spojrzenie sobie prosto w oczy.  
Mistrzowska scena, zupełnie jak z obrazka. No i Damon... Dał kolejne świadectwo
tego, jak bardzo zależało mu na Ric'u i jego przyjaźni. Kochani, ten wampir staje się
strasznie melancholijny, co podejrzewam, że utrudni nieco decyzję Elenie. Choć
z drugiej strony po ostatnim wspólnym tańcu z młodszym Salvatore nastolatka podjęła
już chyba ostateczną decyzję. Wszystko musiałoby się dosłownie wywrócić do góry
nogami. W każdym razie duże brawa dla producentów za powrót do korzeni
i przypomnienie widzom, czym tak naprawdę jest serial The Vampire Diaries i za co
go tak uwielbiamy.

Nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Twórcy serialu dali nam kolejny
dowód na to, że te słowa nie są im obce. Chociaż chyba każdemu z was udało się
już rozgryźć strategię producentów The Vampire Diaries. Każdy odcinek z reguły
zaczyna się "zwyczajnie", bogaty jest w proste dialogi, zupełnie jakby twórcy chcieli
nas przekonać, że rozmowa dwójki Pierwotnych o śmiercionośnym kołku i porwaniu
sobowtóra z rodzinnego miasta jest czymś na porządku dziennym. Następnie akcja
stopniowo się rozwija i osiąga punkt kulminacyjny 10-15 minut przed końcem odcinka.
Lecz zanim zobaczymy napisy na czarnym tle i zwiastun kolejnego epizodu, z reguły
czeka nas sentymentalna melodia i chwytające za serce sceny. W "Do Not Go Gentle"  
producenci dali popis. Seria smutnych ujęć wywodzących się z kluczowego pożegnania
z Alaric'iem. Pójdźmy jednak o krok dalej. Na samo zakończenie, w ciągu ostatnich
sekund, producenci zaskakują nas i sprawiają, że, gdy jest już po wszystkim,
przez krótką chwilę ślepo wpatrujemy się w ekran, nie rozumiejąc co się stało
i mając nadzieję, że za moment wszystko się wyjaśni. Niestety na to trzeba już czekać
przez tydzień, do kolejnego odcinka. W przypadku 3x20 zastosowany przez twórców 
zabieg zadziałał ze zdwojoną siłą. Czy ktokolwiek podejrzewał taki obrót sprawy?
Czy ktoś z was nie zdziwił się, gdy Bonnie udała się na stary cmentarz i podała Ric'owi
własną krew, tym samym dopełniając jego przemiany? Kiedy już wszyscy pożegnali się
z tym sympatycznym nauczycielem historii, okazało się, że gra nadal trwa, a stawka
jest dość wysoka. Skazanie nas na oglądanie martwego już dobrego Alaric'a w jego
najgorszym wcieleniu - według mnie - było ciosem poniżej pasa. Ale mówimy tu
w końcu o The Vampire Diaries. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko trzymać 
kciuki za Matthew Davis'a i jego "ciemną" grę aktorską, do której według mnie nie jest
stworzony. A przynajmniej nie tutaj, nie w Pamiętnikach Wampirów.

"Do Not Go Gentle" zostaje dodany przeze mnie do popisowych odcinków naszego
serialu. Patrząc na poprzedni odcinek, producenci odrobili pracę domową i wykonali
kawał dobrej roboty. Jeżeli tylko dalej dobrze to rozegrają, oczekiwanie na przyszły,
czwarty sezon będzie jeszcze trudniejsze niż w przypadku dwóch pozostałych.
Gratuluję twórcom i aktorom doskonałego efektu pracy. Nie pozostaje mi nic innego,
jak kontynuować odliczanie do końca sezonu trzeciego.
"Dwa!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz